Efekty naszej pracy, wysiłków, starań, czy walki przychodzą po czasie, a niekiedy w ogóle. Łatwo wtedy zwątpić i zaniechać jakichkolwiek działań. „To co ja miałam zrobić?” słyszymy nieraz jako usprawiedliwienie zaprzestania pracy nad problemem i wytłumaczenie, iż dana sytuacja była bez wyjścia. Jeśli jednak, jako ludzie wierzący, powierzymy sam nasz wysiłek jako modlitwę, nadal dając z siebie wszystko, zawierzamy rozwiązanie Panu Bogu, możemy ufać, że wygrana przyjdzie w odpowiednim czasie. „Komu zaufałem?” pyta Joachim Badeni w rozważaniach o Prostej Modlitwie.
Weźmy taki przykład. Dawid szedł na bitwę. I chciał mieć rydwany, co w owych czasach oznaczało czołgi. Faraon ma czołgi i wygrywa wojny. Widzi to Dawid i mówi: „Ja też chcę wygrywać wojny i dlatego chce zafundować sobie coś, co mi to umożliwi.” Wystawił rydwany zaprzężone w konie. I przegrał. I był zdziwiony, że tak się stało – dlaczego? I prorok przekazał mu słowo Boga: „Trzeba ufać Jahwe a nie w rydwany”. Czytam to, ale co mnie obchodzi bitwa Dawida z Amalekitami? Dla mnie ważne jest, jak wygląda moje życie zakonne czy małżeńskie – komu zaufałem? Czy moim dziełom, bogactwom, które posiadam, doświadczeniu zakonnemu, które mam, wiedzy teologicznej, którą zdobyłem, czy Bogu Samemu?